Koncert Enrique!!! - mój pierwszy w życiu koncert ale chyba ostatni, dlaczego?
Nawet nie wiem od czego zacząć pisać. Od emocji, od wrażeń, od tego że mimo iż było niesamowicie to miałam ukłucie w sercu? A może od tego dlaczego to był mój pierwszy koncert i chyba ostatni? Tak dużo tego, że może nie powinnam w ogóle pisać, tylko zająć się czymś innym i zapomnieć o emocjach (lecz nie o tym że to się zdarzyło).
Wczoraj byłam na koncercie Enrique Iglesiasa!, i możecie mówić co chcecie ale ja jestem jego fanką od podstawówki a było to bardzo dawno temu. Proszę nie mylić z psychofanką, ja jestem taka zwykła.
W grudniu siostra postanowiła zrobić mi prezent na urodziny (mam je na początku stycznia) i zafundowała mi w ramach prezentu bilet na koncert. Kupiła też sobie bo przecież sama nie pójdę, do tego zabrałam też moją koleżankę Paulinę (wielka fanka nr 2). Minęło kilkanaście tygodni i w końcu ten dzień nastał. Było niesamowicie, śpiewałyśmy na całe gardło, krzyczałyśmy, wybawiłyśmy się jak nigdy. A uwierzycie że to był mój pierwszy taki prawdziwy koncert w życiu na który poszłam? A taka jest prawda! Pierwszy. P i e r w s z y.
Tyle emocji w sobie to ja jeszcze nie miałam. Wiem, że mówicie teraz "jak to nigdy nie byłaś na koncercie?" Otóż nigdy, ponieważ jestem introwertykiem i tłumy ludzi mnie po prostu przerażają. Czasami boję się sytuacji które mogą się zdarzyć (a wcale się nie zdarzają), czasami po prostu miewam ataki paniki bez jakichkolwiek powodów gdy wokół mam za dużo ludzi. Nie wstydzę się tego, ale też nie mam potrzeby aby krzyczeć o tym na lewo i prawo. Dlatego gdybym sama miała kupić bilet na koncert - nigdy bym tego nie zrobiła. Nawet na Enrique.
Bawiłam się niesamowicie, tyle wrażeń, emocji, jedno wielkie WOW.
Świetnie było zobaczyć go na żywo, i nadal chyba w to nie wierzę że on tam był, na wyciągniecie ręki. Ale buzują we mnie emocje, nawet teraz jak to piszę. To coś niesamowitego. I nie sądziłam że te wszystkie filmiki z koncertów są takie realne, ale normalnie czułam się jak w filmie, w bajce, nadal nie wierzę że tam byłam, że to się działo na prawdę.
Dlaczego żal przesłonił mi na chwilę świat?
Zanim te wszystkie pozytywne emocje we mnie zaczęły buzować poczułam smutek. Zobaczyłam scenę, prawdziwą, najprawdziwszą. Ja wiem że brzmi to dziwnie, ale tak się dzieje kiedy wiesz że gdyby nie zmarnowane marzenia to... ja bym stała na takiej scenie. Może wydawać wam się to śmieszne "głupia sobie marzy o scenie", ale taka jest prawda (nawet pisałam o tym). Porzuciłam marzenia bo natrafiłam na przeszkodę, poddałam się bo nie miałam wystarczająco dużo samozaparcia, odwagi, i upartości w dążeniu do celu. Zmarnowałam tę szansę. Dlatego teraz tak usilnie piszę (na blogu) o tym aby nigdy nie rezygnować z marzeń. Bo warto je spełniać, oj warto.
Moje małe marzenia o śpiewaniu dawno zostały zakopane - żyję dalej, ale wtedy, czekając na jego koncert, czując że poniżej jest scena, instrumenty muzyczne, że za chwilę będzie show którego nie zapomnę - czułam żal. To wszystko kiedyś mogło się przytrafić mnie ale się nie zdarzyło. Na szczęście później był koncert i zapomniałam chociaż na chwilę o tym uczuciu. A teraz? Teraz napiszę ten tekst i będę chciała znów zapomnieć, bo wiem że już jest za późno na to marzenie - muszę zrealizować to drugie.
Dlaczego to był mój pierwszy i ostatni koncert? Właśnie dlatego. Dlatego, że chyba nie zniosę więcej tego uczucia rozczarowania sobą, tego że zamiast walczyć to się poddałam. I że teraz już jest za późno bo mój głos dawno nie śpiewał, dawno przestałam ćwiczyć, a moja kondycja popadła w ruinę i nie dam już rady. Mimo iż muzyka jest całym moim światem (tak jak pisanie) to wiem, że pozostanie tylko dźwiękami w słuchawkach, a nie słowami śpiewanymi z moich ust.
Możliwe że jedynym koncertem na który teraz pójdę będzie koncert Lindsey Stirling, bo skrzypaczką nie jestem więc moje serce nawet nie drgnie... ale mogę się mylić. Więc może nie kuśmy losu - Lindsey nie przyjeżdżaj do Trójmiasta.
Żeby pozostawić miłe wspomnienia z tego wpisu to napiszę wam, że ta środa - 17 maja - będzie w mojej pamięci do końca życia. Takiego show, takich emocji, uczuć, to ja dawno nie miałam. I to jest najlepsze co mogło mi się przytrafić w moim życiu! ^-^ L O V E !
PS. Zdjęcie robiła moja siostra =]