Królewna Śnieżynka - bajki na dobranoc

19 września

Usłyszałam krzyki, a następnie oskarżenia, usłyszałam że mój czas minął, że moje życie jest przeszkodą. Przestraszyłam się słów które mnie zmroziły. Oczy zalały się łzami. Nie mogłam dłużej stać w miejscu, musiałam uciekać jak najszybciej. Ktoś obok otworzył drzwi. Zauważyłam tylko sztylet bo w jednej sekundzie ruszyłam biegiem. 

Wbiegłam wprost do lasu. Biegłam ze łzami spływającymi po policzkach. Za sobą czułam oddech kogoś kto ewidentnie chciał pozbawić mnie bijącego serca - myśliwy?

Las gęstniał, mrok zalewał coraz niżej konary drzew. Robiło się potwornie chłodno, jakby ktoś oddechem zmroził powietrze. Nie mogłam dłużej biec. Co rusz wpadałam na jakąś gęstwinę. Nie miałam już siły. Łzy spływały mi już kaskadą z policzków. Tak bardzo chciałam zobaczyć juro. Nie chciałam skończyć pośród niczego. Mrok zapadł tak szybko że nie wiedziałam w którą stronę powinnam iść. Oczy zamykały mi się z wycieńczenia. Potknęłam się o konar i upadłam. Nagle świat przestał istnieć. Miałam tylko nadzieję, że jutro moje serce będzie na swoim miejscu. 

Czułam ciepło na policzkach, lecz mimo to bałam się otworzyć oczy. Czy nadal żyłam? Czy tylko śniłam? Czy może jestem już duchem? Coś dotknęło mojego ramienia, tak bardzo bałam się podnieść powieki. Lecz nie mogę czekać na nieuniknione. Zdziwiłam się widząc otaczające mnie leśne zwierzęta. Przyglądały mi się. Czy to sen? Czy może bajka? Przecież powinny się mnie bać. Chciałam podejść do nich bliżej, wyciągnęłam rękę ale to je spłoszyło, od razu znikły w zaroślach. Zostałam sama i to nie było złudzenie, był kolejny dzień - żyłam. 

Nie mogłam dłużej siedzieć w tym lesie. Wstałam i poszłam w stronę w którą uciekły zwierzęta - skoro to był ich bezpieczny kierunek, może ja też powinnam iść w tamtą stronę. Nie wiem ile czasu minęło, jak długo szłam, lecz zaczynałam czuć każdą kończynę. Chciałam się już poddać, ale pomyślałam że jeszcze jeden pagórek i się zatrzymam. Powoli traciłam siły. Za kolejnym wzgórzem zobaczyłam jednak coś dziwnego. Gigantyczne drzewo stało na małej polanie wokół mniejszych drzew, a pośrodku niego znajdowały się małe drzwi. To było tak szokujące, że bez zastanowienia podeszłam i nacisnęłam małą klamkę. Od razu moje oczy skierowały się na mały stół na którym leżały jabłka. Zaburczało mi w brzuchu - byłam taka głodna. Bez rozglądania się czy jest ktoś w tym domku, podeszłam, wzięłam najbardziej czerwone jabłko i je ugryzłam. Nagle świat zaczął wirować. 

Wszystko później rozmyło się i widziałam tylko padający śnieg, każdy płatek widziałam jakby był tysiąckrotnie większy. Śnieżynki opadały na moje policzki, były takie zimne. Nagle pośród płatków pojawił się jakiś cień. Nie miałam siły krzyczeć, ale poczułam miękkie usta na swoich. A potem usłyszałam znajomy głos i poczułam się szczęśliwa. 

- No nieźle królewno, jesteś cała w śniegu. Coś taka blada to ja... twój książę - roześmiał się ten głos, a ja po chwili wróciłam do rzeczywistości. Mimo bólu który odczuwałam, uśmiechnęłam się bo przypomniałam sobie, że właśnie zaliczyłam upadek na lodzie, i to biegnąc do narzeczonego. A wszystko to działo się pod wielkim dębem w parku, gdzie spotkaliśmy się pierwszy raz, i z którego w tym momencie spoglądała na mnie wiewiórka.


------------
Miesiąc za późno (bo zawsze "bajki na dobranoc" są w sierpniu) podsyłam kolejną historię jednej z księżniczek, w wydaniu bardziej moim. Miło jest wrócić chociaż na chwilę do klawiatury. 

Obsługiwane przez usługę Blogger.