Nie namalowałam obrazu ze słów
Umazana farbami zastanawiam się jakby wyglądał mój świat gdybym kilka lat temu zaczęła robić to co lubię, to co chciałam aby stało się moją pracą z pasji. Na pewno byłoby inaczej. Ale nie poszłam tą ścieżką i teraz każdego dnia winię siebie za to gdzie jestem.
Psycholog pewnie powiedziałby że nie wolno siebie obwiniać tylko wyciągnąć wnioski i ruszyć na nową ścieżkę. Pewnie miałby rację.
Chciałabym zamalować niepowodzenia. Chciałabym pokryć farbami wszystkie niedoskonałości. Chciałabym aby było to takie proste. Chociaż nawet jak siadam do malowania to zanim to zrobię mam milion myśli - że mi się nie chce, że po co? Potem trzeba sprzątnąć i tak dalej. Milion wymówek które nie mają podstawy bycia w mojej głowie.
Chciałabym zamalować niepowodzenia. Chciałabym pokryć farbami wszystkie niedoskonałości. Chciałabym aby było to takie proste. Chociaż nawet jak siadam do malowania to zanim to zrobię mam milion myśli - że mi się nie chce, że po co? Potem trzeba sprzątnąć i tak dalej. Milion wymówek które nie mają podstawy bycia w mojej głowie.
Zauważyłam że jak mam coś namalować to mam problem. Siedzę z pędzlem w ręce i gapię się na płótno. Z pisaniem idzie mi znacznie lepiej. Wystarczy dać mi słowo a ja mogę zrobić z niego opowiadanie, sentencję, albo wiersz. Wystarczy słowo. Słowo. Jedno małe słowo. Potrafię też zainspirować się tym co widzę. Kiedyś na blogu pojawiały się wpisy, które zainspirowało zdjęcie dołączone do niego. Lecz z płótnem tak nie jest. Bo nie możesz namalować słów.
Sama się zastanawiam co mnie ciągnie w dół, co mnie powstrzymuje - i wiem że to ja sama. Ale chyba ciągle mam nadzieję że "coś" spadnie z nieba i zrobi ze mną porządek. Ze mną - mistrzynią organizacji rzeczy wszelakich. Jakiż to jest paradoks.
Sama jestem sobie winna.
Zastanawiałaś się kiedyś dlaczego pewne rzeczy nie wychodzą, nawet jak bardzo się starasz? Ciekawi mnie to - czy to los tak chce, czy może przeznaczenie stawia kłody tam gdzie nie powinno się iść, tak aby wejść na ten właściwy tor. Ciekawi mnie czy naprawdę kierujemy swoim życiem, czy ktoś nami staruje?
Boję się wielu rzeczy. Strach paraliżuje mnie ostatnio znacznie częściej niż kiedyś. Staram się nad nim pracować jak przez ostatnie kilkanaście lat, tak jak wtedy kiedy uczyłam się na nowo żyć. Wtedy było ciężej ale byłam młodsza, niewiele rozumiałam, nie wiedziałam co jest ważne. Teraz jestem dorosła, wszystko się zmieniło, nawet priorytety. Tu już nie chodzi o to co się lubi a o to co powinno się zrobić.
Chciałabym zawsze mieć pędzel w ręce, klawiaturę pod palcami i robić to co lubię. Ale nie ogarniam pewnych kwestii. Chodzę po omacku. Popełniam dużo błędów. Szybko się zniechęcam bo błędy nie są w moim stylu. Czy kiedyś to się zmieni? Ta ciągła pogoń - może w końcu przycumuję do swojej przystani? Może jak morze raz będę falować z prądem, drugi raz będę spokojną taflą, aby na końcu wywołać sztorm. Przydałby się teraz lekki wiaterek.
A gdyby tak przeskoczyć całe to życie? Wskoczyć na rumaka i odjechać daleko. Więc może... Wyobraź sobie wysoką górę i siebie w letniej sukience w ulubionym kolorze. Rozkładasz ręce, wiatr rozwiewa tobie włosy. Masz zamknięte oczy. Lecz nagle czujesz to coś, powoli powieki idą do góry, a ty z uśmiechem na twarzy wiesz że jesteś w dobrym miejscu. Wiesz już co chcesz, co masz robić. Wiaterek nuci ulubioną melodię, a ty pierwszy raz czujesz się sobą. Wiesz że jesteś tam gdzie powinnaś być.
Nie namalowałam obrazu ze słów - słowa namalowały obraz.