Dzień za dniem - normalność
Ostatni tydzień, a może i dwa, przeleciały mi z myślą "dzień za dniem", realizuję drobne plany, idę do przodu, realizację marzeń zostawiam na później (chwilowe później), ja jeszcze podbiję świat (cele trzeba mieć).
Czas na bezrobociu spędzam głównie na porządkach na działeczce. Swoje cztery kąty trawnika jest naprawdę super. Do tego pomagam mamie. Pracy nie szukam bo znalazła mnie - z czego nie skaczę z radością, ale cieszę się że będę pracować, bo ogólnie to lubię. Zawsze wolę coś robić niż siedzieć i zbijać bąki - nie ja, nie ten typ człowieka ze mnie. Ja lubię mieć co robić, lubię mieć sens. Prowadzi to do tego, że dzisiaj nazwałam swoją przypadłość "organizacyjne ADHD". Bo ja ostatnio ciągle coś porządkuję.
I tak, humor mnie nie opuszcza, a to podobno najlepsze co może być.
Zdrowie nadal mam do D***, ale przyzwyczaiłam się że jestem chodzącym wrakiem. I skupiam się na wyjeździe w Sudety. Wiem, że panuje pandemia, ale ja już mam jej dość, chcę normalności. Jedziemy w góry, w lasy, więc nie przejmuję się tym, bardziej dobija mnie że kilka miejsc mamy nadal zamkniętych (jadę z siostrą i koleżanką). Cały ten wyjazd zaplanowałyśmy już w styczniu kiedy nikt nie słyszał o zabijających wirusach, eh. Ten wyjazd to najlepsze co teraz może być.
Ostatnio dużo myślałam też o tym jak chcę aby wyglądały moje Nieprzytomne Myśli (blog), bo odnowiłam domenę na kolejny rok. Mam pewne plany związane z blogowaniem, ale na razie zdradzę tylko tyle, że otworzyłam swój notes i zapisałam kilkanaście stron, więc może wyjdzie coś ciekawego. A na razie - dzięki że nadal tu zaglądacie ;]