Żyję, i pędzę po torach
Żyję.
I co najdziwniejsze zaczynam powoli ogarniać swoje życie, a nawet sprawy które zostały na mnie zrzucone.
Wszystko powoli zaczyna się układać, jednak jak coś się zaczyna to co innego się kończy. U mnie tak było z pisaniem, musiałam to odłożyć. Teraz kiedy wszystko poukładałam sobie w głowie (znowu) mam jakiegoś powera do działania i zaczynam działać. Jeszcze wiele rzeczy mnie wkurza, bo idzie nie po mojej myśli ale powoli się toczy, a to jest najważniejsze.
Czekam jeszcze na wielkie porządki, te jesienne, gdzie wszystko znowu zaczyna nabierać ładnych barw. Mam dość lata i tych wysokich temperatur - to nie dla mnie. A jesień jest taka "moja". Chciałabym też mieć czas dla siebie. By usiąść i klepać w klawiaturę kolejne linijki słów. Brakuje mi pisania, i na nowo odżyła we mnie ta iskierka wydania mojej książki. Chciałbym to zrobić jeszcze w tym roku ale nie obiecuję tego ani wam ani sobie. Bo ciągle coś jest nie tak, a musi być perfekcyjnie.
Powoli do przodu idę, nie błądzę, czasami tylko skręcę nie w tą stronę ale każda ścieżka prowadzi do nowego.
Już leci powoli trzeci miesiąc w nowej pracy i jest mi o niebo lepiej. Powoli uczę się żyć po swojemu, jeszcze chciałabym tylko znaleźć czas typowo dla siebie. Nie zaprzątając głowy sprawami innych i tymi które nie są mi w danym momencie do niczego potrzebne. Ale wszystko w swoim czasie.
Szkoda tylko, że dni mijają tak szybko. Boję się trochę, że przegapię coś bardzo ważnego dla mnie. A tego bym nie zniosła. Jednak wszystko powolutku i mam nadzieję, że się wszystko uda. Bo czuję że wracam na właściwe tory.
PS. Oduczyłam się pisania! To takie straszne, mam nadzieję że te moje łopatologiczne opisanie mojego życia z ostatnich tygodni dało radę przeczytać. Koniecznie muszę wrócić do pisania! =]