Między jawą a snem
Przyśniła mi się alternatywna rzeczywistość gdzie każde moje marzenie się spełniło. Gdzie żyłam tak jak sobie wymarzyłam. Bez zbędnych łez, zastanawiania się czy aby na pewno warto, bez tej niepewności i trudności w podążaniu za marzeniami. Przyśniło mi się moje wymarzone życie.
Emocji w koło co nie miara.
Przy życiu utrzymuje mnie tylko wiara.
Ale to był tylko sen. Sen. Sny mają to do siebie że są ulotne. Gdy śpisz głęboko jeszcze bardziej pogłębiają twoje pragnienie. Może nawet wydawać ci się że to jest prawdziwe. Prawdziwe jak realny świat. Lecz to tylko złudzenie, czujesz że to niemożliwe aby wszystko spełniło się tak łatwo.
Dzielę sen między złudzeniem a rzeczywistością.
Lecz to nie ma nic wspólnego z codziennością.
Czasami chciałabym się nigdy nie obudzić bo senne marzenia są takie piękne. Czasami chciałabym w ogóle nie marzyć, nie śnić, być robotem wykonującym swoje obowiązki. Czasami chciałabym tak po prostu. A czasami sama nie wiem czego chcę, co bym chciała, a czego nie. Jestem jednym wielkim rozdrożem, i nie wiem w którą stronę skręcić.
Gubię się na prostej drodze w mieście.
Szybko, weźcie mnie stąd zabierzcie.
Śniłam, lecz coraz bardziej zdawałam sobie sprawę że to sen, że marzenia tak nie mogą wyglądać w rzeczywistości. To wszystko było zbyt łatwe. Dlatego zmusiłam się aby się obudzić. Podziałało, poskutkowało natychmiastowo. Mój organizm wiedział, że marzenia są usłane drogą złożoną z wysiłku, łez, prób i wspinaczki.
Więc się obudziłam
bo się pogubiłam.
Mimo wszystko to uczucie kiedy twoje marzenie żyje w rzeczywistości jest nie do opisania. Dlatego aby je spełnić trzeba odrzucić wszystko - blokady, wstyd, nastawić się na wysokie mury, ale zanim w tą wyprawę się wybiorę - zabiorę ze sobie młotek, bo przecież burzenie murów to moja specjalność.