Wbiegam i wybiegam ze świata impulsów
Ostatnio trochę nazbierało mi się myśli o istnieniu, kotłują się w umyśle i zastanawiają czy warto wyjść na świat. Muszę się też przyznać, że przez to że praca pochłania cały mój czas to nie mam siły niczego ciekawego wymyślać, chodzi mi o te posty "na poczekaniu", pisane od razu gdy tylko kliknę "nowy post". A ponieważ ostatnio miałam mały kryzysik twórczy związane z Internetem, którego nikt nie zauważył to mam dzisiaj coś idealnie pod ten stan.
Tworzę koło ze świetlistych impulsów, przeskakującej
energii.
Te iskry które nie są tymi którymi powinny być.
[Piątkowy wieczór]
W tym wielkim świecie, pełnym miliona możliwości po raz
milionowy pierwszy raz tworzę swoje miejsce w sieci. Czuję, że to jest to czego
pragnę. Kolejne konto na kolejnym portalu. Chcę mieć wszystko to co popularne.
Patrzę na innych, próbując się upodobnić do nich. Zmieniam wszystko tak, by
było fajnie, by było lubiane. Jednak czy to wciąż jestem ja?
[Sobotni wieczór]
Uświadamiam sobie po raz milion drugi, że to nie ma sensu,
że to jednak nie jestem ja, więc znów znikam do granic możliwości. Wciskając
przycisk 'dezaktywuj konto', mam uczucie, że to poprowadzi mnie do życia w
realnym świecie, a to wirtualne powoli zaczyna blednąć. Tak powinno być. Nie
chcę zatapiać się w tym ogromnym oceanie gdzie wszystko jest możliwe, gdzie nie
istnieją nawet konsekwencje czynów.
[Niedzielny wieczór]
Istnieć czy nie istnieć. Moje rozterki sięgają od zenitu do
nadiru. Jak mała gwiazdka na niebie nie wiem czy jeszcze świecę czy już blednę.
Czuję się niepewnie. Jednak czy kiedykolwiek można było się czuć pewnie w
świecie niezliczonych impulsów? Czy to wszystko jest tylko po to by być
lubianym? Czy to wszystko jest tylko po to, by być na czasie? Jak bardzo można
się mylić i zatracić samego siebie? Czy to wciąż jestem ja?
[...]
Tak ogromny jest ten świat, że kolejne 'swoje' miejsce w
sieci to tylko ziarnko piasku na pustyni. Bo jak bardzo można odkryć siebie żeby
nie zostać rozpoznanym? Pewnie dlatego ciągle wbiegam do kolejnego portalu by
istnieć, by być na czasie, a później jednak wiem, że tego nie chcę i jak
najprędzej wybiegam by zniknąć.
Czy będę tak biegać aż przekroczę miliard pierwszy krok?
Czy to jest możliwe, żeby to wszystko jednak nie miało znaczenia?
Ten tekst napisałam bardzo dawno temu. Co dziwne, nadal uważam go za idealny w moich kryzysowych stanach gdy mam dość Internetów, hahaha. Mam nadzieję, że wam też się spodoba. =]