Tłusty czy chudy czwartek? - ja kontra pączki
Dzisiaj każda dieta polegnie. Tłusty czwartek - najgorszy dzień dla osób które walczą z silną wolą. Tak, ja też się do nich zaliczam. Do pewnego momentu nie miałam z tym problemu, jednak od czasu kiedy zaczęłam spędzać więcej czasu w domu niż poza nim to problem sobie urósł.
Chyba nie muszę mówić, w jakiej postaci jest mój problem bo chyba można się domyślić. Dlatego tłusty czwartek jest dla mnie tylko czwartkiem i tak ma pozostać, przynajmniej w tym roku.
To właściwie zwykły czwartek, tym bardziej, że leżę przykuta do łóżka z temperaturą sięgającą 40 stopni. Jestem chora. Nic mi nie smakuje, nic nie jest zjadliwe, więc jeden pączek nie zrobiłby różnicy. Nie chce mi się jeść dlatego tłusty czwartek będzie dzisiaj tylko z nazwy. Moim świętowaniem będzie gorąca herbata, tysiąc paczek chusteczek, magiczny gorący napój na przeziębienie (a może to już grypa) i dużo, dużo warstw koców.
Chudy czwartek wygra, tak mi się wydaje, patrząc na to że jestem sama w domu, zdycham, i nadrabiam seriale. Chociaż niedługo i tak się skończą a ja pójdę w kimę.
Jednak tradycji powinno się dotrzymać i zjeść chociaż jeden pączek. Może wieczorem ktoś mi przyniesie kawałeczek. Oczywiście jak będą pamiętać, że leżę tu i umieram przez chorobę. Najgorsze jest to że muszę podjąć kilka ważnych decyzji, a nie jestem w stanie wysilić moich szarych komórek do myślenia - one walczą z chorobą a ja jeszcze będę im kazała myśleć (wiem że leukocyty walczą z chorobami ale moje szare komórki nie myślą przez tą wojnę).
Teraz zastanawiam się kto właściwie wygrał tę batalię? Ja czy pączki, ja że utrzymam się w ryzach kalorii, czy pączek bo będzie żył. Chyba nie jestem w stanie myśleć, wysoka gorączka robi swoje. Co za tym idzie - ten wpis nie ma sensu.
Pozostaje mi życzyć Wam fajnego dnia i zjedzcie pączka za mnie. Na zdrowie!