Mylą mi się dni
Działam jak automat, ciągle myśląc że to co robię będzie produktywne - nie jest. A kiedy zdaję sobie sprawę, że nie jest, mam doła jak stąd do Krakowa. Później koło znów zaczyna się zataczać, kręcić, nęcić. Ja nadal jestem w punkcie wyjścia. Mylą mi się dni tak bardzo, że zaczynam zatracać się w otchłani i boję się, że któregoś dnia obudzę się i będzie za późno. Czy może być za późno na wybranie odpowiedniej drogi? Może. Może się zdarzyć wszystko. Wszystko co dobre i złe.
Zamiast działać, mój umysł wszystko wertuje. To powoduje, że zamiast zabrać się za robotę ja tylko planuję.
Stoję w miejscu gdzie powinnam podjąć jakąś decyzję. Ale jest to zbyt trudne. Z jednej strony - nie przejmowanie się tymi pomysłami które kotłują się w moim umyśle, z drugiej zaś - porzucenie wszystkiego i podjęcie ryzyka dotyczącego tych pomysłów. To jest trudne. Wydaje się, że można by było to wszystko połączyć, ale to nieprawda. Muszę wybrać, muszę się całkowicie poświęcić jednemu. Jednak moje serce i umył ciągle się biją. Co ja mam zrobić z niemocą?
Dzisiaj jest piątek? A może sobota? Nie, chyba poniedziałek? I tak mi się mylą dni. Jaki właściwie jest dzisiaj dzień?
Nic nie jest następnym krokiem - to tylko pozory.
I tak trwam w letargu, i nic dziwnego że zaczynają mi się mylić dni. Ale mam pokłady pozytywnej energii, mam chęci do podbicia świata. I wiem, że to co chcę realizować, muszę zacząć realizować teraz, żeby ktoś inny wcześniej nie zaczął realizować tego za mnie. Bo wiecie że pomysły lubią krążyć w powietrzu i inni lubią je przechwytywać? Dlatego muszę zabrać się za realizacje wszystkich celów, nie powinnam siedzieć i dumać.
Tylko dlaczego to wszystko jest takie trudne, te decyzje do podjęcia, te ciągłe myślenie czy to dobry kierunek? I właśnie dlatego mylą mi się dni - zamiast działać, realizować, ja myślę czy aby na pewno to dobry kierunek.
PS. Tak wiem, piszę o realizacji planów, o projekcie marzenia, a sama nie realizuje niczego. Ale wiecie, każdy ma gorsze dni.